top of page

Miasto bez głosu. Suwerenność po wałbrzysku

  • Zdjęcie autora: concertoconcerto
    concertoconcerto
  • 15 cze
  • 3 minut(y) czytania

W górzystej części Dolnego Śląska, gdzie góry spotykają się z historią, umiera coś znacznie cenniejszego niż przemysł – umiera godność obywatela. Wałbrzych, niegdyś bastion robotniczej siły i społecznej aktywności, dziś kona w dusznym uścisku samorządowej arogancji. Z dnia na dzień staje się laboratorium tego, jak dławi się demokrację w białych rękawiczkach.


Demokracja zdechła po cichu.

Nie było wybuchu, nie było zamachu stanu. Zamiast tego – milczenie, które rozlewa się po osiedlach, korytarzach szkół, podwórkach i urzędach. Prezydent miasta? Nie lider. Nie gospodarz. Pan i władca. Sprawujący władzę jak dziedziczny magnat, traktujący obywatela jak natręta, którego trzeba zignorować albo uciszyć.

Nie ma miejsca na pytania, nie ma miejsca na krytykę. Zamiast rozmowy – monolog z ratuszowego piedestału. Zamiast konsultacji – propaganda sukcesu i miejskie broszurki pisane jak z epoki PRL-u. To nie jest samorząd. To jest fikcja.


Suwerenność? Tylko na papierze.

W telewizji mówimy o wolnej Polsce, a w Wałbrzychu obywatel nie może nawet zadać pytania swojej władzy bez obawy, że zostanie zignorowany, wyśmiany, albo wrzucony na czarną listę. Rady miejskie? Atrapa. Dekoracja dla naiwnych. Debata publiczna? Zamieniona w farsę.

Czy suwerenność ma jakikolwiek sens, kiedy obywatel nie ma narzędzi, by ją egzekwować? Państwo zaczyna się w gminie. Jeśli tam wolność nie istnieje, to wszystko inne to tylko fasada.


Władza jak pleśń – rozwija się w ciemności.

W Wałbrzychu rządzi się zza zamkniętych drzwi. Decyzje zapadają w zaciszu gabinetów, bez jawności, bez odpowiedzialności. Publiczne pieniądze – tracone lub defraudowane z gracją rozrzutnego księcia, a gdy pojawia się pytanie – odpowiedzią jest cisza, zniecierpliwienie albo… pozew.

Niezależne media? Kneblowane. Krytycy? Zastraszani. Społecznicy? Marginalizowani. A wszystko w białych rękawiczkach, w cieniu przepisów, które miały chronić obywatela, a dziś chronią urzędników przed odpowiedzialnością.


To zdrada idei samorządu.

Zdrada tych, którzy wierzyli, że Polska lokalna może być silna. Zdrada tych, którzy umierali za wolność, nie po to, by nowa władza – zamiast Moskwy – siedziała dziś w gabinetach magistratów i uciszała obywatela.

W Wałbrzychu władza przestała się bać ludzi – a to pierwszy sygnał, że demokracja się skończyła.


Głos mieszkańców – albo grobowy, albo żaden.

Władza ignoruje społeczne potrzeby, pogardza głosem mieszkańców, tłumi wszelką próbę dialogu. Społeczna apatia to nie przypadek – to efekt planowego wyciszania. I ten stan rzeczy będzie trwał tak długo, jak długo ludzie będą milczeć.

Tylko że milczenie to zgoda. A zgoda na autorytaryzm, to jego legitymizacja.


Suwerenność to nie luksus. To broń.

Broń obywatela. Broń przeciwko nadużyciom, przeciwko pychę władzy, przeciwko lokalnym satrapom. A jeśli nie zaczniemy jej używać – obudzimy się w mieście, które będzie tylko nazwą na mapie, ale nie wspólnotą.

Nie czekajmy, aż ktoś nas uratuje. Nie liczmy na posłów, ministerstwa, ani media z Warszawy. Oni nie widzą Wałbrzycha. Widzą tylko procenty poparcia. To my musimy powiedzieć: dość.


Czas rozliczeń. Czas przebudzenia.

Prezydent i jego ekipa muszą wiedzieć: to nie oni są właścicielami tego miasta. Nie ratusz, nie urzędnicy, nie radni partyjni – ale ludzie. Mieszkańcy. Obywatele.

I jeśli ci ludzie chcą, by Wałbrzych znów mówił, to muszą się odezwać. Głośno. Razem. Bez strachu. Bez proszenia o pozwolenie.


„Najpierw jest wolność, potem odpowiedzialność” – mówił Reagan. Ale bez odwagi, by tej wolności bronić, zostaje tylko niewola w garniturze i krawacie.


Nie pozwólmy, by Wałbrzych był miastem bez głosu. Suwerenność nie umiera od wystrzału – umiera od obojętności. A tę można zabić tylko jednym: gniewem obywatela, który przypomina władzy, kto tu naprawdę rządzi.



Autor: dr inż. Tomasz Niemas

Commenti


bottom of page