top of page

Czy Ireneusz „zyska”, czy Anna „niekoniecznie” …?

  • Zdjęcie autora: concertoconcerto
    concertoconcerto
  • 28 sie
  • 4 minut(y) czytania

ree

Sejm przyjął nowelizację ustawy wiatrakowej, która m.in. miała zamrozić ceny prądu do końca 2025 roku, dopuścić budowę wiatraków w odległości 500 m od zabudowań (przypomnijmy - jest 700 m). Dokument jednak nie zyskał uznania w oczach Prezydenta Karola Nawrockiego.

 

Mieszkańcy Gminy Dobromierz są o krok od podjęcia ważnej „egzystencjonalnej” decyzji - będąc nadal w relatywnie dobrej sytuacji, bo to przede wszystkim od nich samych zależy, którą drogę sobie obiorą. Lokalizacja elektrowni wiatrowych o dużej mocy w bezpośrednim sąsiedztwie domostw może w istotny sposób zdeterminować ich dalszy los, który zapewne dla wielu „niekoniecznie” musi w przyszłości wiązać się z życiem i funkcjonowaniem właśnie na tej ziemi. Temat wydawałoby się o wymiarze bardzo lokalnym, ale w rzeczywistości jest on składową wielowymiarowych i misternie tworzonych strategii finansowo-gospodarczych, opracowywanych gdzieś w zaciszach unijnych gabinetów. Nic więc dziwnego, że politycy różnych stronnictw szukają politycznego „zysku”, angażując swój czas, swój autorytet – aspirując do roli doradcy i przewodnika, a w rzeczywistości z wyrachowaniem kalkulując własne szanse i zagrożenia oraz zyski i straty płynące z zaistniałych „okoliczności przyrody”. Wydawałoby się nic nadzwyczajnego, gdyby nie kuriozum całej sytuacji. Otóż, po dwóch zwaśnionych stronach sporu, bo z oczywistych względów są zwolennicy i przeciwnicy „OZE w naszym ogrodzie”, stanęli „celebryci” z tego samego obozu politycznego – tej samej partii.

 

Europoseł Anna Zalewska spotkała się z mieszkańcami na lokalnym stadionie. Dla przypomnienia, wiele lat temu to właśnie pani poseł „walczyła z wiatrakami”, będąc m.in. orędowniczką zasady 10H. Chodziło o przepis, który określał 10-krotność wysokości instalacji, jako minimalna odległość wiatraka od siedzib ludzkich i terenów cennych przyrodniczo. Co prawda ostatecznie PiS przepisy zliberalizował i wprowadził zapis „700 m”, ale pani ówczesna poseł zyskała miano nieprzejednanego walczaka, twarzy sił oporu stojących w kontrze do wizji „zielonej transformacji kraju”.

Narracja europoseł była zgodna z przewidywaniami. Nacisk został położony na słabe strony i zagrożenia płynące z ewentualnego rozwoju właśnie w tym miejscu instalacji OZE, pod które gmina planuje przeznaczyć grubo ponad tysiąc hektarów (pod wiatraki, farmy fotowoltaiczne, biogazownie). Europoseł Anna Zalewska oparła swoje stanowisko na wiedzy i doświadczeniu, jak stara się zawsze podkreślać, ugruntowanymi codzienną pracę w strukturach UE (obszar ochrony środowiska). Ostrzegała przed podpisywaniem przez rolników w sposób nierozważny umów z przedstawicielami spółek, tzw. pośredników (często bez historii i z najniższym możliwym kapitałem – 5 tys. zł). Umowy takie z oczywistych względów nie chronią w żaden sposób właścicieli gruntów, jak i lokalny samorząd. Konsekwencje braku instytucjonalnych zabezpieczeń finansowych np. w wypadku potrzeby rozebrania tego typu instalacji mogą być druzgocące i są opisywane szczegółowo w masowych środkach przekazu. Argumentacja pani europoseł otarła się również o zdrowie ludzi, uciążliwość tych instalacji dla otoczenia, utratę wartości nieruchomości, masowy exodus z tego miejsca rodowitych mieszkańców, utratę praw do decydowania o kierunkach rozwoju gminy, marginalnych zyskach gminy w stosunku do kosztów w przyszłości. Wspomniała również, że Polska z naddatkiem wypełniła zobowiązania dotyczące uruchomionych mocy produkcyjnych z odnawialnych źródeł energii. Bazowała na niesprawiedliwej i tendencyjnej polityce Niemiec, które narzucają innym zielone strategie, a same otwierają nowe moce energetyczne oparte na paliwach konwencjonalnych. Konkluzja na koniec, że OZE to nie jest fundament bezpieczeństwa energetycznego Polski i należy OZE stosować jako pewne dopełnienie systemu, z poszanowaniem wszelkich praw lokalnej społeczności.

Kilka dni później (17.06) na sesję rady gminy został zaproszony poseł na Sejm Ireneusz Zyska. Otwarcie wywodu ukierunkowanego na mocne strony i szanse dla Dobromierza mogło zaskoczyć wielu obserwatorów lokalnej polityki. Poseł bez ogródek stwierdził, cyt. „trzeba mieć odwagę, aby będąc członkiem PiS wyjść i powiedzieć prawdę – bo ja służę prawdzie”, „łatwo wyjść na stadion i powiedzieć, że to jest zło … trzeba z tym walczyć, a ja widzę w tym wielką szansę”. Poseł Ireneusz Zyska, należy przypomnieć, był wiceministrem klimatu i środowiska (pełnomocnikiem ds. odnawialnych źródeł energetycznych), więc teoretycznie należałoby przypuszczać, że dobrze wie o czym mówi. Był również gorącym orędownikiem zmniejszenia odległości „wiatraków” od domostw do 500 m (tak jak w przygotowanej przez rząd Donalda Tuska ustawie).

Wiele ciekawostek pan poseł uwydatnił w swojej wypowiedzi: najnowocześniejsza w Polsce linia wysokiego napięcia z Bogatyni do Świebodzic przechodzi właśnie przez Dobromierz, co jest elementem decydującym dla potencjalnych inwestorów, którzy myślą o lokalizacji na tej ziemi instalacji OZE; głównym inwestorem ma być spółka Tauron; na terenie gminy planowana jest budowa okręgu przemysłowego; jest perspektywa powstania jednego z największych w Polsce Data Center; sama ustawa OZE gwarantuje, że będą budowane tutaj jedynie nowe wiatraki (nie ma możliwości ścigania używanych); będzie tania energia dedykowana mieszkańcom; jest to wielka szansa dla gminy – nawet rozpatrując aspekt wzrostu wpływów z podatków od nieruchomości. Poseł podkreślił w swojej wypowiedzi, transmitowanej z rady gminy, że nie jest populistą, jest zwolennikiem budowania energetyki odnawialnej, ale w sposób zrównoważony.

 

Zapewne obserwatorzy zgodnie stwierdzą, że Gmina Dobromierz posiada przepiękny krajobraz. Łatwo dotrą do danych, publikowanych przez lokalne stowarzyszenie, że gmina jest najzamożniejszą gminą w powiecie świdnickim. W skali Polski natomiast jest na 128 miejscu na 1459 gmin wiejskich, co oznacza, że 91% gmin wiejskich w Polsce jest biedniejszych niż Dobromierz.

Z perspektywy makro można wysnuć wniosek, że rząd Donalda Tuska wkłada mnóstwo energii, aby zapewnić głównie niemieckim firmom prawo do stawiania wiatraków praktycznie wszędzie, nie zwracając zbytnio uwagi na sprzeciw lokalnych mieszkańców. Zazwyczaj lokalne samorządy są kierowane przez sympatyków obecnej władzy w Polsce. Tak też jest w Dobromierzu. W ustawę pod tytułem „500m odległości” rząd wpisał również zapis o wstrzymaniu podwyżek cen prądu, posuwając się do najprostszej formy manipulacji - Nie chcecie wiatraków? To będziecie mieli droższy prąd! Brzmi jak tania groźba i szantaż.

Co do zmagań, gimnastyki politycznej dwóch wspomnianych polityków PiS, nasuwa się nieodparte wrażenie, że jeden, być może całkiem przez przypadek, przywdział szaty lobbysty firm wiatrakowych, a drugi pozostał w najbardziej radykalnej postawie wobec „zielonej Europy”. Ireneusz Zyska, pamiętnego czasu, namówił najbiedniejsze miasto w Polsce (najbardziej zadłużone) na zakup autobusów wodorowych, tym samym sytuując Wałbrzych przed Tokio i innymi metropoliami światowymi, być może i tym razem dzięki niemu świat dowie się o potężnym Dobromierskim Okręgu Przemysłowym.

 

Prezydent Karol Nawrocki w czwartek 21 sierpnia zawetował tzw. ustawę wiatrakową. Powiedział, że "nie pozwoli na szantaż wobec społeczeństwa", a Polacy nie chcą według niego "150-metrowych turbin za oknem".

 


Damian Danielak

Komentarze


bottom of page